Dziecięcy pokoik to inny świat, prawdziwe królestwo, państwo w państwie. Kto jest tam królem – to mniej więcej wiadomo. Niestety, wiadomo również, kto tam sprząta… no właśnie. Jak urządzić dziecięcy pokoik, żeby nie spędzać długich godzin na sprzątaniu, a jednocześnie nie ograniczać kreatywności naszych milusińskich? Co musi, a co absolutnie nie powinno się tam znaleźć? Oto kilka porad doświadczonych (dosłownie!) rodziców.
Podłoga to podstawa. Cokolwiek znajduje się na waszej podłodze – płytki, panele, czy wykładzina – jeżeli naprawdę się wam podoba, najlepiej to przykryć. Wszelkie gładkie powierzchnie są zbyt śliskie dla małych stópek w rajtuzkach, a perski dywan – no cóż, kilka dodatkowych wzorków nie zrobi chyba różnicy? Zrobi? To go lepiej schowajcie; małe dzieci rozlewają, paćkają i – o zgrozo! – siusiają na podłogę. Czasem również z niej jedzą.
Dlatego idealnym podłożem dla wszelkiej ich aktywności będzie kolorowa wykładzina z niskim włosiem, najlepiej rozłożona od ściany do ściany. Jeżeli zostawicie kilka centymetrów przestrzeni, możecie być pewni, że soczek marchewkowy rozleje się właśnie tam.
Mebelki – oferta mebelków dla dzieci jest dzisiaj naprawdę bogata. W zależności od waszej fantazji, zasobności portfela i metrażu, możecie zafundować małemu człowiekowi dżunglę, piracki statek, czy pokój księżniczki. Na co zatem zwrócić uwagę?
O takie oczywiste sprawy, jak jakość wykonania, bezpieczne kanty, czy odpowiednie dla dzieci materiały – dba producent. Dokonując zakupu w porządnym sklepie, nie musicie się o to wszystko martwić, bo ktoś już to zrobił za was. Was interesuje przede wszystkim łatwość utrzymania porządku. Stąd zamykane, pojemne schowki i szuflady będą o niebo lepsze od otwartych półek. Półki to zbrodnia przeciwko własnemu wolnemu czasowi. Zapewniam, że NIE BĘDZIE na nich porządku, za to będzie kurz. Albo okruszki. Albo jedno i drugie.
Kolejna rzecz – starzy górale mawiają, że co za dużo, to niezdrowo. Mają rację. Fajnie, jeśli zamiast kilkunastu małych szufladek będą cztery duże – mały człowiek z reguły zbyt się śpieszy do kolejnej zabawy i naprawdę nie ma czasu, by segregować misie czy autka według kolorów. Dużo bardziej praktycznym rozwiązaniem jest wrzucić wszystko jak leci, ewentualnie zachowując podział na „autka” i „inne”.
No i najważniejsze – zabawki! Jest takie prawo, które mówi, że przez osiemdziesiąt procent czasu używamy dwudziestu procent naszych rzeczy. Naprawdę. Straszne marnotrawstwo, co nie? A ile sprzątania! A gdyby tak kupić tylko te dwadzieścia procent?
Tak, jasne, nie jest to takie proste – skąd bowiem wiadomo, CO będzie stanowić tą wybraną grupę zabawek? Trudna sprawa, ale są pewne wskazówki, którymi możecie się kierować:
W większości przypadków, fajniejsza jest zabawka, która COŚ ROBI, niż taka, która jest tylko ładna. Tak, wiem, macie serdecznie dość grających, piszczących i gadających zabawek. Ale to nie są WASZE zabawki – wasz jest komputer, samochód, albo kosiarka – też hałasuje, a malec nie protestuje, więc i wy bądźcie wyrozumiali.
Fajne zabawki to trwałe zabawki. Zabawka ma ciężkie życie – jest upuszczana, deptana, przytulana i śliniona setki razy. Cóż, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Aby zniosła to wszystko, pozostając w jednym kawałku, musi być odpowiedniej jakości. Dlatego zastanówcie się dwa razy, czy tania laleczka, której zaraz odpadnie głowa, tudzież samochodzik z placu targowego, który się zepsuje, zanim doniesiecie go do domu, to na pewno jest coś, dla czego warto tracić zdrowie i nerwy. Malec się wkurzy i będzie wrzask, jak już zapewne wiecie. A wtedy kupicie kolejny egzemplarz i jeszcze kolejny i wcale nie wyjdzie tanio. A sprzątanie laleczek – inwalidów, czy prowadzenie autozłomu dla resoraków, to niekoniecznie jest to, co chcielibyście robić po godzinach, prawda?
Zabawka nie jest tylko do zabawy. Zabawka ma czegoś uczyć malucha. Ma zaciekawić go światem, pokazać mu pewne możliwości i uruchomić wyobraźnię. Tak naprawdę, zabawa jest nauką. Dlatego warto zainwestować w tak zwane zabawki edukacyjne, jakkolwiek poważnie by to nie brzmiało. Co, boicie się, że was to przerośnie? Spokojnie, jest instrukcja dla opornych, a zresztą maluch na pewno sam dojdzie do tego, jak tej zabawki używać. I was nauczy 🙂 A jeżeli zabawka naprawdę go zajmie, to macie błogi spokój na długi czas. A jak już młody (lub młoda) pójdzie spać – sami się pobawicie. Ciii, nie powiem nikomu.